Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Hall wprowadza szkolny komunizm

Treść

Z Pawłem Tobołą-Pertkiewiczem, pomysłodawcą strony internetowej prawarodzicow.pl, rozmawia Maria Cholewińska Dlaczego uważa Pan, że propozycje minister Hall są szkodliwe dla najmłodszych dzieci? - Jako ojciec trzymiesięcznej dziewczynki nie zgadzam się, aby to pani Hall zamiast mnie decydowała o jej przyszłości, czyli w jakim momencie życia ma zacząć edukację. Pani minister traktuje wszystkie dzieci tak samo - ja uważam, że każde dziecko jest wyjątkowe i nikt lepiej nie zdecyduje w takich sprawach niż rodzice. Myślę, że wśród rodziców jest taka cicha większość, która zdecydowanie się nie zgadza z tymi pomysłami, z tym, co się generalnie dzieje w szkołach. Jak był minister Giertych, to wszyscy potrafili narzekać i młodzież była masowo spędzana na protesty. A teraz? Jako twórca tej strony dostałem np. mnóstwo e-maili od maturzystów, którzy protestują przeciwko temu, jak wygląda matura. Ich protesty są z jednej strony jak najbardziej słuszne, ale z drugiej strony nie byli w stanie się zorganizować przeciwko pani Hall i jej pomysłom. Przeciwko Giertychowi ktoś był w stanie ich pobudzić do działania i myślę, że to wcale nie było oddolne, tylko po prostu z góry sterowane. Natomiast tutaj jest to w zarodku powstrzymywane, trudno rodzicom się przebić. Mimo że rewolucja minister Hall w szkolnictwie jest o wiele głębsza i jej propozycje idą zupełnie dalej niż ministra Giertycha. Jakie są najważniejsze argumenty przeciwko tej reformie? - Przede wszystkim to, że uderza się w naturalne prawa rodziców! Mam teraz małe dziecko i nikt nie przychodzi do mnie np. sprawdzać, jeśli moja córeczka jest chora, czy podaję jej leki. Czyli państwo ufa, że ja się zaopiekuje tym dzieckiem. Natomiast potem, jak dziecko już zostanie odchowane i osiągnie cztery czy pięć lat, to państwo nagle stwierdza, że ja już nie jestem w stanie się opiekować i nie jestem w stanie zagwarantować wykształcenia. Stwierdza, że musi mi je przymusowo odebrać i samo kształcić, już wedle własnych zasad, bo ja sobie z tym nie poradzę. Jak każdy rodzic mam własne zasady i uważam, że państwo nie powinno ingerować w to, kiedy moje dziecko zacznie się uczyć, czego i w jakiej szkole. To jest po prostu kształcenie "równościowe" - każdy będzie traktowany tak samo. Zresztą nawet badania naukowe potwierdzają, że przedszkole wcale nie służy dzieciom w tym wieku! Jeszcze za ministra Handkego został opracowany raport, który jasno stwierdzał, że to nie jest korzystne rozwiązanie. Ustalono wówczas, że jest to ze szkodą dla dziecka. I te badania pani Hall na pewno zna, a mimo to nie chce się poddać. W ogóle ich nie upublicznia i nie odnosi się w żaden sposób do nich. U mnie na stronie podpisało się prawie 10 tys. rodziców i pani minister również się nie odniosła do tego... Mimo że wszystkie e-maile trafiają do ministerstwa: ministerstwo ma po prostu plan i konsekwentnie wdraża go w życie i wszystko inne - szczególnie argumenty - ma w głębokim poważaniu. Zamiast merytorycznej dyskusji MEN zamierza jeszcze wydać dodatkowo całkiem sporo pieniędzy podatników, aby "przekonać" rodziców do słuszności swojego pomysłu. Zdaniem MEN, posyłanie sześciolatków do szkół jest bardzo korzystne, ponieważ dzieci w tym wieku mają najbardziej chłonny umysł... - Są dokładne przeciwwskazania, które mówią, że dziecko w tym okresie przede wszystkim potrzebuje kontaktu z rodzicami - to po pierwsze. Po drugie, nie ma żadnych badań, które udowadniałyby to, co twierdzi MEN! Niech pani minister pokaże dokładne badania: na jakiej próbie były robione, czy były przeprowadzone na zlecenie ministerstwa, czy na zlecenie jakiejś niezależnej instytucji. Bo przecież jeżeli ministerstwo zleca dane badanie, to wiadomo, że firma, która to robi, nie zrobi wyniku odwrotnego niż preferowany przez zleceniodawcę, bo już nigdy więcej nie dostanie zlecenia. Natomiast można się też wzorować na źródłach amerykańskich, jest odwrót od tego, żeby dziecko wcześniej zabierać rodzicom pod przymusem. Zresztą nie o to tu tak naprawdę chodzi. Powiedzmy sobie szczerze: dla niektórych dzieci jest to korzystne rozwiązanie, ale dla innych pójście w tym wieku do szkoły czy do przedszkola jest niekorzystne. I chodzi o to, żeby rodzice, którzy najlepiej znają dziecko, mogli sami zdecydować, czy to już jest ten moment, czy jeszcze nie. Natomiast pani Hall nie chce na to pozwolić, bo jej się wydaje, że wie lepiej od rodziców. To jest po prostu "komunizm szkolny", wprowadzany przez panią Hall... Reforma ma wyrównać szanse edukacyjne? - Co to znaczy "wyrównanie szans", co to znaczy dostęp do edukacji? A teraz nie ma dostępu do edukacji? Też jest! To wszystko to są słowa bardzo niskiej wartości merytorycznej, propagandowe hasła, za którymi kompletnie nic się nie kryje. Tak samo jest argument, że niektórzy rodzice z patologicznych rodzin nie poślą dziecka do szkoły i dlatego musi być przymus szkolny - ale to jest promil: w całej Polsce może by się znalazła setka takich rodziców. Nie można, tylko dlatego że jest jakaś bardzo niewielka grupa ludzi, którzy są nieodpowiedzialni, obciążać bardzo dużym zakresem odebrania władzy rodzicielskiej przygniatającej większości normalnych rodziców, bardzo dobrze dbających o swoje dzieci, którzy chcą je wychować na dobrych i mądrych ludzi. Pani Hall się z nimi zupełnie nie liczy i traktuje jak ludzi kompletnie nieodpowiedzialnych. Moim zdaniem, to przyniesie bardzo złe skutki w przyszłości, ale widzę, że pani minister jest bardzo zacietrzewiona w swoim postanowieniu zrobienia rewolucji w polskiej szkole. Ale dzieci mają rozwijać swoje zainteresowania, poszerzać horyzonty, będzie podniesiony poziom kształcenia... - No tak - dzisiaj też mamy wsparcie dla tych uczniów, którzy są w szkołach, i co mamy? Narkotyki, przemoc, samobójstwa... Pani Hall chce, żeby to zeszło jeszcze o poziom niżej, tak? Czyli żeby w przedszkolach było dokładnie to samo, co jest teraz w szkołach? Ministerstwo nie panuje nad tym, co się dzieje w szkołach, co jest na maturze - że są bez sensu pytania, na które nie można odpowiedzieć, a jak ktoś dobrze odpowiada i mu zabraknie szesnastu słów, to tej matury nie zda. Przecież to jest masowa produkcja kretynów, którzy mają nie myśleć samodzielnie, tylko odpowiadać według jakiegoś klucza, określonego przez kogoś z ministerstwa. To nie jest kwestia jakiegoś tam podniesienia poziomu edukacji czy rozszerzenia zainteresowań, tylko jest to wszystko zwyczajna urwaniłowka! A odnośnie do małych dzieci to ja nie rozumiem, dlaczego tylko w przedszkolu dziecko może się rozwijać, a poza przedszkolem niby już nie? Ja uważam, że dziecko, które żyje w środowisku rodziców, podróżuje z nimi - uczy się przecież w każdym aspekcie swojego życia, a nie tylko od 8.00 do 15.00, kiedy przebywa w przedszkolu. Ale właśnie to, że dzieci po zerówce będą się nudzić w pierwszej klasie, jest dla pani minister jednym z argumentów, by posłać sześciolatków do szkoły... - Z tego nic nie wynika! Ja rozmawiałem i z posłami, i z rzecznikiem praw ucznia, i wygląda na to, że cały problem polega na tym, że pani Hall ma nad głową organizacje nauczycielskie, którym coś naobiecywała, ale nie jest w stanie się z tego wywiązać. Dlatego jest takie duże parcie na obniżenie wieku szkolnego, gdyż pani minister nie chce mieć protestów i strajków nauczycieli. Teraz przecież jeszcze wchodzi niż demograficzny do szkół - to jest mniej miejsc pracy dla nauczycieli, więc jeżeli się obniży o rok przymus szkolny, to w tym momencie nauczycielom zagwarantuje się pracę na jakiś czas, dopóki nie będzie znowu wyżu demograficznego. Moim zdaniem, jest to bardzo haniebne i zupełnie niemoralne potraktowanie dzieci w roli zakładników sporu politycznego między związkami nauczycielskimi - głównie między ZNP a MEN. Związek ten zresztą postuluje nawet na swojej stronie internetowej obniżenie jeszcze o rok obowiązku szkolnego. Dlaczego oni to robią? Bo chcą mieć dla siebie więcej gwarancji miejsc pracy, większe zarobki - a to nie ma nic wspólnego z dobrem dzieci. Dziękuje za rozmowę. "Nasz Dziennik" 2008-05-20

Autor: wa